A mrówka jest równie doskonała i ziarnko piasku i jajko strzyżyka, (…)
A krowa, żująca z pochylonym łbem, przewyższa każdy pomnik,
A mysz jest cudem wystarczającym, by wstrząsnąć sekstylionem niewiernych. (…)"
VICTORIA TUCHOLKA |
|
"Wierzę, iż źdźbło trawy nie mniej znaczy niż rzemiosło gwiazd (…)" Walt Whitman - "Pieśn o sobie samym" Dzicz! Jestem w swoim żywiole! Rozmarzona żaba jeziorkowa (Pelophylax lessonae), czyli zdjęcie z cyklu kwiatek (jaskier), ptaszek, chmurka. Pionierska turzyca sina (Carex flacca). Niby zwykła trzcina. Zawsze podziwiałam jednak doskonałość źdźbeł trawy. Nie dziwię się więc temu, że jeden z najznamienitszych amerykańskich poetów Walt Whitman tak właśnie zatytułował tom swoich wierszy - "Źdźbła trawy". "Wierzę, iż źdźbło trawy nie mniej znaczy niż rzemiosło gwiazd, A mrówka jest równie doskonała i ziarnko piasku i jajko strzyżyka, (…) A krowa, żująca z pochylonym łbem, przewyższa każdy pomnik, A mysz jest cudem wystarczającym, by wstrząsnąć sekstylionem niewiernych. (…)" W Polsce też rosną storczyki! Tylko nieco inne! Storczyk szerokolistny (Dactylorhiza majalis) jest pod ścisłą ochroną. Prawda, że piękny! Zbyt piękne by zrywać! Wyprawa po ziemię "z wierzby" zakończona sukcesem! To była jedna z tych moich wypraw pod hasłem: zaraz wracam! Bo oczywiście poszłam tylko i wyłącznie po ziemię ;) Oczywiście zawiało mnie o wiele dalej. Niestety nie udało mi się utrzymać doniczki na głowie bez trzymanki! Długo zastanawialiśmy się, co to za dziwny zlepek sierści... W końcu zupełnym przypadkiem, przy okazji próby zidentyfikowania znalezionego pióra ptasiego, odkryłam "makabryczną" prawdę ;) Ten zlepek sierści to wypluwka (zrzutka), czyli pozostałość niestrawionego przez takie ptaki, jak sowa, ptaki szponiaste i mewy, pokarmu. Ta wypluwka to tylko zlepek sierści, ale niektóre wypluwki mogą zawierać również resztki kości ofiary lub pancerzyki owadów. Wspomniane ptaki niekiedy połykają swoje ofiary w całości, a jako że słabo trawią, w odruchu wymiotnym pozbywają się niestrawionych części.
0 Comments
Ostatnio otarłam się o możliwość wypłynięcia na jeszcze szersze wody - rejs po Zatoce Biskajskiej aż do Portugalii. Siła wyższa - niestety nie mogłam skorzystać z tej szansy od losu. Siła wyższa?! Phi, powiedzieliby pewnie ważcy podróżnicy. Nie ma takiej siły, która powstrzymałaby prawdziwego podróżnika przed wyruszeniem w szeroki świat. Nie oszukujmy się: jest! Są takie siły, wobec których trzeba czasami ukorzyć się z pokorą, zacisnąć zęby i powiedzieć sobie: trudno! Nie wszystko na raz. Za dużo szczęścia na raz to też niedobrze, z resztą jak dla mnie prawdziwy podróżnik to ktoś taki, kto nawet chodząc w miejscu, cały czas odkrywa świat, i za takiego się właśnie uważam, ale niech już tym ważkim podróżnikom będzie! Nie chciał Mahomet do góry, to góra musi do Mahometa. No i tak oto Portugalia przyszła do mnie. Oto wstaję w sobotę rano i widzę ogłoszenie. Długo się nie zastanawiając, zgłaszam zainteresowanie. W sumie zdziwiłam się, że dostałam tę robotę. I tak oto znalazłam się w samym sercu warszawskiej Portugalii - restauracji Portucale. Weekend minął mi więc pod znakiem portugalskiej kuchni, ale nie tylko, bo w Portucale można otrzeć się nie tylko o kuchnię portugalską, ale również o fascynującą kulturę, kwintesencję portugalskiej sztuki, muzykę (tradycyjnie rzewne fado, choć nie brakowało również gorących rytmów), przepiękny język (z polskim ma wspólne szeleszczące dźwięki, zwłaszcza "sz") i wreszcie samych Portugalczyków - restauracja prowadzona jest przez Portugalczyków i oczywiście ma swoich stałych portugalskich gości. Nie mogę nie wspomnieć również o rodakach, z którymi wspaniale mi się pracowało. I chyba vice versa! Pozdrowienia dla najwspanialszej ekipy pod słońcem - ekipy restauracji Portucale! Przykład jednej z portugalskich specjalności - azulejos. To pięknie zdobione, układane na ścianach i sufitach płytki ceramiczne (zazwyczaj biało-niebieskie), produkowane od XVI wieku. W Portucale możecie przyjrzeć się z bliska kilku takim pięknym dziełom sztuki. To na zdjęciu przedstawia monumentalny Pomnik Odkrywców w Lizbonie. Dekoracja stołu. W Portucale oczywiście obowiązkowo w barwach narodowych Portugalii! Czerwieni i zieleni! W tle fototapeta przedstawiająca jeden z najsłynniejszych lizbońskich pomników - monumentalny Pomnik Odkrywców (Padrão dos Descobrimentos). Pomnik przedstawia ważne postacie z okresu wielkich odkryć geograficznych, zarówno żeglarzy, jak i naukowców i misjonarzy. Są to m.in. Henryk Żeglarz, Vasco da Gama, Ferdynand Magellan, Diogo Cão, Nuno Gonçalves, Luís de Camões, Bartolomeu Dias, Afonso de Albuquerque. Przed pomnikiem położona jest marmurowa mozaika o średnicy 50 m, przedstawiająca mapę i trasy podróży portugalskich odkrywców. Krótko mówiąc, można poczuć się jak w Lizbonie!
No to mamy komplet. Dzisiaj zaintrygował mnie jakiś jazgot w krzakach. Od razu domyśliłam się, że chyba w kolejnej budce dla ptaków pojawili się nowi lokatorzy. Dobra firma, dobra budka. Jak zagwarantował producent, w budce dla szpaków zamieszkała hałaśliwa szpakowa rodzina. Zanim jednak ustaliłam, że to szpaki - szpak-mądry ptak, nie wleci do budki, jeśli widzi intruza schowanego w krzakach, trzeba się oddalić, znowu odniosłam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje - wykształciłam już chyba taki siódmy zmysł na wszelkich przedstawicieli dzikiego świata. Z budki dla kawek wyzierał rudy łebek z dwoma kitkami na głowie. Lokator nieregulaminowy - nie ma skrzydeł, nie śpiewa, nie znosi jaj, ale chyba nie będę robić afery. Będę chyba na nią wołać Pippi, bo odrazu skojarzyła mi się z bohaterką szwedzkiej powieści Astrid Lindgren. Niedziałający komin stał się już chyba na dobre lożą szyderców, tzn. krzykliwych kawek, i trudno będzie je chyba przekonać do drewnianej budki na drzewie. Z sikorkami nie było tego problemu - chętnie przeniosły się spod więźby dachowej do nowego lokum. Być może sposobem na kawki byłoby zamontowanie budki na obudowie komina - pomyślimy, zobaczymy za rok. Budki dla ptaków wykonałam rok temu w ramach warsztatów zbijania budek lęgowych zorganizowanych przez Panią Ewa Komor-Mazur w Ożarowie Mazowieckim w maju 2016. Wówczas również zawiesiłam je na rosnących w ogrodzie drzewach- więcej tutaj. Producentem budek do zakupienia zarówno w częściach, jak i już gotowych zbitych jest firma Ussuri Ochrona Przyrody. Warsztaty zostały dofinansowane z funduszy FIO - Mazowsze Lokalnie. Moje ulubienice- sikory modre. Po raz pierwszy zauważyłam je rok temu - zagnieździły się pod więźbą dachową, a ja jak ta nadopiekuńcza matka oczywiście martwiłam się, czy młode sikorki poradzą sobie z wydostaniem się z tak ciasnego i niewygodnego lokum. Kiedy tylko dowiedziałam się o możliwości zbicia budki dla sikorek w ramach warsztatów, nie mogłam przepuścić okazji, aby zafundować im lokum z prawdziwego zdarzenia. Pippi, ruda lokatorka budki dla kawek Hałaśliwe szpaki. Szybkie to i zwinne, więc niełatwo uchwycić na zdjęciu. Ostatnio doszłam do wniosku, że to takie wiejskie gołębie. Robią dużo hałasu, strasznie się ze sobą przekomarzają, zazwyczaj trzymają się razem w większych skupiskach, potrafią nieco napaskudzić, a nawet wypatroszyć dach z wełny mineralnej, aby uwić sobie tam wygodne, aczkolwiek niekoniecznie bezpieczne gniazdko. Młode w tej budce są z pewnością bezpieczne pod okiem czujnej i zapobiegliwej szpakowej mamy. Z pewnością żadnemu jajeczku ani tym bardziej pisklaczkowi nie grozi wypadnięcie z takiego gniazdka. Podejrzewam, że nawet sąsiedztwo z budką Pippi nie stanowi zagrożenia dla szpakowej rodziny - wielkość otworów w budkach jest odpowiednio dostosowana pod kątem konkretnych mieszkańców. Nie zmienia to jednak faktu, że człowiek powinien przynajmniej raz do roku, najpóźniej do końca lutego, upewnić się, że nie zagnieździli się w budkach niepożądani mieszkańcy, np. owady, czasem wiewiórki.
To był bardzo pracowity weekend. Spędziłam go w całości na wodzie. Zostałam zaproszona przez Sztorm Grupę do współpracy przy organizacji rejsów żaglówkami w ramach wydarzenia Ahoj Wiosno! Weekendu Majowego z Hotelem Narvil w Serocku, a przy okazji miałam okazję nieco się doszkolić, bo miałam długą przerwę w żeglowaniu. Pogoda była kapryśna, krew lała się na szotach ;) , ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziękuję w szczególności Gosi i Jarkowi ze Sztorm Grupa, pod których czujnym instruktorskim okiem mogłam się w ten weekend żeglarsko doszkalać! Bardzo się cieszę, że ich poznałam i z nimi żeglowałam. Dużo mi to dało. Ta nauka na pewno nie pójdzie w las. Cieszę się również z tego, że zostawiłam po sobie dobre wrażenia i pewnie wkrótce znowu spotkamy się na kolejnych eventach organizowanych przez Sztorm Grupę. Oczywiście bardzo polecam udział we wszelkich wydarzeniach organizowanych przez Sztorm Grupę. Fantastyczni ludzie z ogromną wiedzą i super nastawieniem. Czyż można chcieć czegoś więcej! Nawet Zalew Zegrzyński staje się wówczas polem do przeżycia niezapomnianej przygody! Krótko mówiąc: Ahoj Wiosno! Majówka w Hotelu Narvil 2017. Legendarna DeZeta. To na niej kiedyś swoje pierwsze kroki stawiali przyszli żeglarze. Niejednemu z naszych gości z Hotel Narvil Conference & Spa łezka zakręciła się w oku. Choć mój kapitan Jarek początkowo był sceptyczny, nie dałam się odwieść od podjęcia wyzwania stawiania samodzielnie gaflowych żagli. Zuch dziewczyna! Jest to tym bardziej znamienne, że na DeZecie nie ma żadnych udogodnień w stylu kabestanów czy innej automatyki. Krew lała się więc na szotach, ale nie ma chyba lepszej szkoły żeglowania. DeZeta nie wybacza żadnych błędów! Po trzech dniach stawiania żagli na DeZecie mogę chyba uznać pracę nad wzmocnieniem mięśni rąk za odhaczoną?! DeZeta w akcji! Coraz bardziej podoba mi się taka ilość żagli na łódce! Motylem być! To jak najbardziej możliwe pod żaglami! Szacunek dla kapitana za Campingaz i gustowny czajniczek! Nie ma to jak przerwa na kubek dobrej kawy w plenerze! Scandinavia. Opcja de luxe. Tutaj wszystko stawia się i zwija praktycznie samo, choć to kawał kobyły i jak to zwykle bywa z dużymi rozmiarami, manewrowanie tym cackiem na żaglach, przedstawia sobą nie lada wyzwanie. Moja kapitan Gosia miała jednak nie tylko głowę na karku, ale również nerwy ze stali. Spędziłyśmy razem dwa dni na Scandinavii i udało się nam stworzyć wspólnie całkiem zgraną i sprawną ekipę, która rozumiała się praktycznie bez słów! Romantyczny kącik na jachcie? Oczywiście tylko na dziobie ;) Mistrz drugiego planu. Renta Teściowej. Czyż można wymyślić lepszą nazwę dla łódki? Pliszka siwa - właścicielka zacisznego domku na pomoście, przy którym cumowaliśmy, chyba nie spodziewała się gości w ten weekend! Nieco zaaferowana biegała w tę i z powrotem, czekając na chwilę spokoju, by móc zająć się swoim gospodarstwem. W pobliżu naszego pomostu znajdowały się bardzo fajne interaktywne tablice, m.in. o ptakach. To fragment ścieżki edukacyjnej przebiegającej od Serocka w kierunku Nieporętu. Prawdziwa gratka dla dzieci i nie tylko! Majówka nad Zalewem Zegrzyńskim przebiegała w tym roku pod hasłem: pogoda jak w kalejdoskopie! Czasem słońce, czasem deszcz. Momentami wiało grozą by zaraz sytuacja się odwróciła i korciło zakładać sandałki, zażywać kąpieli słonecznych, a na jeziorze zapadała kompletna cisza! Nie będę ukrywać, że po Bałtyku fala na wodzie działa na mnie jak afrodyzjak! Jacht z ożaglowaniem typu kleszcze kraba od razu przykuł moją uwagę. Ten typ ożaglowania wywodzi się z wysp Polinezji. Po raz pierwszy opisany został w XVII wieku przez Abla Tasmana, holenderskiego żeglarza, który odkrył Tasmanię i Nową Zelandię, oraz Willema Schoutena, holenderskiego żeglarza, który jako pierwszy opłynął Przylądek Horn ochrzczony przez niego tą nazwą na cześć jego rodzinnego miasteczka. Wpada w oko, co nie? Chętnie obejrzałabym z bliska ten jachcik. Szczególnie intryguje mnie sposób operowania żaglami. Powyżej: chylące się ku zachodowi słońce nadaje Jezioru Zegrzyńskiemu spektakularny charakter. Poniżej: Ulubiona miejscówka zegrzyńskich łabędzi, czyli przystań w Ryni. Łabędzie gromadzą się tutaj tłumnie o wschodzie słońca. No i zrobiło się jakoś magicznie. Sosny nieubłaganie kojarzą mi się z wybrzeżem, morzem, wodą. Powiało egzotyką. Polska nie ustępuje pięknem najbardziej egzotycznym zakątkom na świecie. Zachód słońca w Ryni!
|
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |