Cieknący olej, śmierć i kot, który musi zabić myszy. Tak musi być.
0 Comments
Maniak
Dni moje ciemne - jak puste wagony przepycham wiąż na boczny, ślepy jakiś tor, by mi na wolne, zbłękitniałe szyny, co to je przestrzeń w nieskończoność woła, mógł wpaść jak ekspres jakiś dzień jedyny, któremu się rzucę pod koła! Wiersz mistrzyni "liryki pejzażu" Beaty Obertyńskiej (1898-1980) ze zbioru wierszy Otawa (1945). Trochę pesymistyczny, lecz nie można mu jednocześnie odmówić wyrazistości i wizualności. Zraniłem się dzisiaj By zobaczyć czy wciąż czuję Skupiam się na bólu Jedynej rzeczy, która jest prawdziwa Igła drąży dziurę Stare znajome żądło Próbuję się tego pozbyć Ale pamiętam wszystko Czym się stałem? Mój najdroższy przyjacielu Wszyscy, których znam Na końcu zawsze odchodzą Mogłeś mieć to wszystko Moje imperium z kurzu Zawiodę Cię Sprawię, że będziesz cierpiał Noszę swą koronę cierniową Na moim tronie kłamcy Przepełniony zepsutymi myślami Których nie potrafię naprawić Pod kurzem czasu Uczucia zanikają Jesteś już kimś innym A ja wciąż jestem tutaj Czym się stałem? Mój najdroższy przyjacielu Wszyscy, których znam Na końcu zawsze odchodzą Mogłeś mieć to wszystko Moje imperium z kurzu Zawiodę Cię Sprawię, że będziesz cierpiał Gdybym mógł zacząć od nowa Milion mil stąd Utrzymałbym się Znalazłbym drogę Przeprowadzki, wycieczki, ucieczki. Piosenka z przesłaniem dla wszystkich uciekających. To nigdy nie jest tak, że to musi od razu coś zmienić. Że będzie lepiej. Że się za sobą zostawia Wielkie Nic. Że to na zawsze. Że niby pakuje się wszystko do walizki i zamyka za sobą jakieś drzwi. Zabiera się ze sobą wszystko, nawet jeśli nic się ze sobą nie zabiera. Jesteśmy sobie sami jedną wielką walizką. Być może jeszcze nie raz przyjdzie nam wrócić. Być może nawet na pewno. Być może kogoś spotkamy i zboczymy z naszej krzyżowej ścieżki, być może nie spotkamy nikogo i będziemy cierpieć w samotności. Na pierwszy rzut oka krok do przodu, w istocie nie raz po prostu zatoczenie kolejnego wielkiego koła, chociaż wydawać by się mogło, że to jednak co innego niż doraźne "wyjście na spacer". To trochę jak dawanie sobie czasu. Jak zmiana punktu odniesienia. Spojrzenie z dystansu. Taka wielka panorama po bitwie. Jakby inaczej. Jakby więcej. Jakby lepiej. Te ucieczki i powroty. Jeśli tak się stanie, widocznie tak ma być. Jak w tym powiedzeniu: co ma pływać, nie utonie. Może w końcu uda się nam dorosnąć. Może kiedyś przestaną sprawdzać, kim jesteśmy, ile mamy lat, co robimy, co jest z nami nie tak. Kupiłam bilety w jedną stronę. Nikt jednak nie wsiądzie do tego pociągu, który odjeżdża w dzień kolejnej apokalipsy. Jeden z tych ostatnich dni, jakie znam. Ostatni dzień lata. Ostatni dzień reszty mojego życia. Wielkiego błękitu. Wielkiej niewiadomej. Wielkiej przygody. Nikt już nie będzie wtedy taki sam. Można by powiedzieć, co za strata. Zostawię je na ławce na peronie niczym list pożegnalny i w zadumie mijać będę jakby lżejsza o martwą duszę swój niedoszły pociąg przeznaczenia, zmierzający w przeciwnym kierunku. Być może dla kogoś ten pociąg okaże się tego dnia pociągiem życia. Wszakże podobno nic w przyrodzie nie ginie. Nie zawsze możemy po prostu mieć to, co chcemy. Naszym przeznaczeniem jest wieczny głód, wieczne cierpienie, wieczna samotność. Widocznie tylko tak potrafimy być lepsi. To zastanawiające jak wszystko wraca do normy, kiedy nas nie ma. Jak za dotknięciem magicznej różdżki. Podobno każdy z nas to wielka tajemnica. Tajemnica jak zaklęcie.
Jesteśmy firmą, która powstała po doświadczeniach z własnym ślubem zawartym w Las Vegas oraz podróżą po Stanach Zjednoczonych. Zachwyciła nas łatwość, z jaką można zawrzeć ślub oraz fakt, iż biurokracja sprowadzona jest do minimum. Postanowiliśmy więc podzielić się swymi doświadczeniami z Państwem. Co jest dla nas ważne to fakt, iż pozbywacie się Państwo ciężaru organizacji zazwyczaj bardzo stresującego wyzwania, jakim jest ślub i wesele. Współpracujemy z firmami amerykańskimi, które swym wieloletnim doświadczeniem wspierają nas i dzięki nim możemy Państwu zaoferować najwyższą jakość oraz doskonałe ceny naszych usług. Do Państwa dyspozycji na miejscu w Stanach Zjednoczonych jest całodobowa informacja telefoniczna oraz nasz przedstawiciel, z którym mogą Państwo porozmawiać w języku polskim (http://www.dovegas.net/).
Więcej na stronie firmy: http://www.dovegas.net/ Ta ewangelia była mi przeznaczona. Pewnie pozostałaby mi obojętna jak wiele świętych pism cytowanych wyrwane z kontekstu, nawet teraz słysząc ją na powrót cytowaną w radio w audycji, zaiste, o miłości, gdyby nie splot różnych wypadków na przestrzeni ostatnich miesięcy. Z perspektywy czasu uświadomiłam sobie powagę tych wypadków. W ostatnim czasie często spotykałam na swojej drodze Jezusa. Spotkałam Go po raz pierwszy w przypadkowym człowieku. Zaprzeczyłam Jego istnieniu. Ponownie przyszedł do mnie we śnie. Dostałam krwotoku z nosa. Potem spotykałam Go wielokrotnie na swojej drodze w postaci powracających obrazów, przypadkowych ludzi. Ludzie nie mogli się nadziwić mojej naiwności, być może niektórzy gotowi byliby posądzić mnie o lekkomyślność. Przyjmowałam ze spokojem i powagą ich spojrzenia pełne niedowierzania pomieszanego z politowaniem. Wiedziałam, że nie mam, czego się obawiać. Nie umiałam tego wytłumaczyć, choć być może wielokrotnie go już spotykałam na swojej drodze pod wieloma postaciami. Właściwie dopiero ostatnio mimowolnie dopuściłam Go do siebie. Nie zdawałam sobie jeszcze wtedy sprawy z tego, że to On, że przychodzi do mnie, że to nie przypadek. W pewnym momencie czułam się tak osamotniona, że wracając nocą ciemnymi leśnymi zaułkami, byłam gotowa już tam zostać. Tam, gdzie na wierzchołkach drzew dojrzałam Jego umartwioną podobiznę z podpisem Zaufaj mi. Zaufałabym. Miałam poczucie, że wyrzekłam się w krótkim czasie dla Niego wszystkiego. A być może wcale nie wyrzekłam, co poświęciłam wszystko, co miałam, całą siebie, całą swoją miłość. Czułam ogromną pustkę. Miałam poczucie jakbym od Niego jeszcze bardziej uciekała w ostatnim czasie niż dotychczas. Myślałam, że uciekam od siebie. Myślałam, że zostałam znowu sama. Nie miałam już dłużej siły uciekać. Poczułam jak przygniata mnie stopniowo bezmiar mojego cierpienia.Właściwie spływa ze mnie, rozlewa się bezkresnym morzem. Dopiero po dniu spędzonym na odosobnieniu i na milczeniu, utwierdziłam się w przekonaniu o tym, że o poranku udam się we wiadomym celu, bo tak mi podpowiada wewnętrzny głos. Próbowałam zawrócić, ale On mnie nawrócił. Przybyłam za wcześnie, dał mi czas, aby oswoić się z Naszym spotkaniem jakby zdawał sobie poczucie jak trudno mi wrócić do ludzi zapomniawszy ludzkiej mowy i zwyczajów. Już sama moja obecność w tym świętym przybytku była dla mnie ogromnym przeżyciem. Wiedziałam, że mam mi coś ważnego do przekazania. Nie wiedziałam tylko, że aż tak ważnego. Koił moje niespokojne myśli swym łagodnym, jasnym spojrzeniem. Dzięki Niemu nie czułam się tak osamotniona wśród tych wszystkich ludzi, których nigdy dotąd nie spotkałam. Opuściłam świątynie w poczuciu wewnętrznego spokoju, choć nie pojmowałam jeszcze wówczas w pełni jego słów. Dopiero właściwie dzisiaj doszło do mnie, co chciał mi przekazać.
Obowiązki uczniów Jezusa 25 A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich: 26 "Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. 27 Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. 28 Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? 29 Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: 30 "Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć". 31 Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? 32 Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. 33 Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. 34 Dobra jest sól; lecz jeśli nawet sól smak swój utraci, to czymże ją zaprawić? 35 Nie nadaje się ani do ziemi, ani do nawozu; precz się ją wyrzuca. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!" (Łk 14, 25-35) Jeśli nie będziesz miał w nienawiści Wojciech Żmudziński SJ: http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,1648,jesli-nie-bedziesz-mial-w-nienawisci.html Co prawda, to prawda. Stety, niestety. Ostatnio rzuciła mi się ponownie w oczy książka, którą kiedyś podarował mi brat pod choinkę, Mężczyzna od A do Z autorstwa Piotra Marta. To było jakieś 3 lata temu. Wówczas potraktowałam to jak dobry kawał. Śmiałam się, że brat próbuje mi dać do zrozumienia, że powinnam się wziąć w garść, bo zostanę starą panną. Czytałam na głos fragmenty książki z nutką ironii. Po trzech latach wróciłam ponownie do lektury tej pozycji w okolicznościach jak najbardziej sprzyjających, bo po rozstaniu z kimś dla mnie bardzo ważnym, i muszę przyznać, że moje podejście do zawartych w książce treści bardzo się zmieniło. Być może dlatego, że w ostatnim czasie zmienił się zasadniczo mój stosunek do relacji damsko-męskich, a być może nie zmienił się wcale, tyle że po raz pierwszy, być może w wyniku wyjątkowości tej relacji, odczułam potrzebę wyciągnięcia wniosków nie tyle odnośnie samych relacji, mężczyzn co samej siebie, bo zazwyczaj pomijałam głębszą analizę swojej własnej osoby, a skupiałam się na innych rzeczach, byle tylko uciec od odpowiedzialności za to, co się stało, i udać jakby nigdy nic się nie stało, bo przecież nie powinnam się obwiniać, bo przecież i tak się obwiniam, tylko że zazwyczaj nie wiedziałam za co konkretnie, nie chciałam się nad tym zastanawiać, więc za wszystko, a co za tym szło przypłacałam to jeszcze dłuższą traumą. Uznałam więc, że jeżeli mam przechodzić przez jakąś traumę, choćby nieuniknioną, to przynajmniej niech to będzie trauma konstruktywna, która coś zmieni na lepsze. I tak oto, żeby nie poprzestawać na jednym źródle, podstawowa zasada pisania wszelkich prac akademickich, postanowiłam zapoznać się z tym, co na temat relacji damsko-męskich ma do przekazania naczelny seksuolog Polski, Zbigniew Lew-Starowicz. Poniżej cytuję w całości wywiad z nim z czasopisma Twój Styl. Życzę miłej lektury! Oni z Marsa, my z Wenus? Możliwe. Ale mamy więcej wspólnego, niż można sądzić. Pewnie dlatego łączymy się w pary. Nie zawsze szczęśliwie – wiadomo. Jak znaleźć i pokochać właściwego mężczyznę? Jak stworzyć z nim udany związek, utrzymać namiętność i przetrwać kryzys? Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog i psychoterapeuta par, stara się odpowiedzieć.
Twój STYL: "Lew-Starowicz o kobiecie" – taki tytuł nosi pańska nowa książka. Brzmi odważnie. Wszystko pan o nas wie? Zbigniew Lew-Starowicz:- Nie, nie sposób wszystkiego wiedzieć. Ale wiem dość dużo, bo w końcu zajmuję się wami całe życie (śmiech). Zmieniłyśmy się przez ten czas? - Bardzo. Kobiety wyemancypowały się, wyzwoliły z mnóstwa ograniczeń... Czyli jesteśmy szczęśliwsze? - Niestety, jednocześnie wzrosły oczekiwania kobiet, a to wydłużyło drogę do szczęścia. Kiedyś kobiety miały znacznie mniejsze wymagania. Mąż był jedynym partnerem seksualnym, zarabiał na życie, ona zajmowała się domem, nic jej nie obchodziło, żyła w bezpiecznym świecie. Małe oczekiwania to większe możliwości odczucia szczęścia. Gdy rosną, trudniej je zrealizować. Ale i mężczyźni jakby trochę zmarnieli... - To prawda. Kiedyś też żyli w świecie dla siebie bezpiecznym. Teraz są zagrożeni, bo zostali zmuszeni do relacji partnerskich. Nie było to ich marzeniem. Psychika męska tego nie wytrzymuje, zwłaszcza w sferze seksu. Zaspokojenie oczekiwań seksualnych partnerki, która często jest bardziej doświadczona, bywa obciążeniem nie do zniesienia. Już sama świadomość, że byli inni, to zmora dla męskiej psychiki. Czyli co mamy mówić? „Kochanie, jestem dziewicą” albo „Miałam jednego, ale był beznadziejny”? - Nie, wystarczy powiedzieć: „Było, minęło. To nie było nic ważnego”. A kobiety robią błąd i mówią za dużo. „Kiedy pojechaliśmy do Zakopanego, trzy dni nie wychodziliśmy z łóżka, było fantastycznie, potrafił...” – taka szczerość to cios w ego mężczyzny. Jego fiksacja na punkcie penisa jest niesamowita. Tego nie wolno mówić. Facet to nie przyjaciółka, której będziemy się zwierzać, jak było nam z kimś fantastycznie w łóżku. Wracając do poczucia szczęścia – możemy je sobie jakoś zagwarantować? - Jeśli kobiety chcą być szczęśliwe w związku, muszą skrócić listę oczekiwań. Polecam "Ewolucję pożądania" Dawida M. Bussa. Są w niej opisane wymagania mężczyzn i kobiet. Okazuje się, że oczekiwania kobiet wobec mężczyzn są dłuższe od Litanii loretańskiej. „Mężczyzna powinien być wykształcony, interesujący, dobrze zarabiający, czuły, delikatny, świetny kochanek, niestarzejący się, zawsze ładnie wyglądający, dbający o kobietę, dobry ojciec itd.”. Nie ma możliwości, żeby jakikolwiek mężczyzna na świecie zaspokoił tak długą listę oczekiwań. A lista mężczyzn jest krótsza? - O wiele krótsza. Co na niej jest? - Znany czeski psychoterapeuta, prof. Stanislav Kratochvil, opisując oczekiwania mężczyzn wobec kobiet, skwitował to czterema punktami, które u moich studentek wywołują zgrzytanie zębów. Te cztery główne oczekiwania są następujące: kobieta musi być atrakcyjna, gwarantować seks, kiedy on ma na to ochotę, nie może obarczać go kłopotami i jeszcze ma stworzyć dom, w którym on się dobrze czuje. Czy w takim układzie da się stworzyć szczęśliwy związek? - Oczywiście, bo szczęśliwy związek opiera się na czterech fundamentach. Ale nie na tych wymienionych przez Kratochvila? - Nie. Pierwszym fundamentem jest miłość, drugim – przyjaźń, trzecim – udany seks, a czwartym – poczucie humoru, bo ułatwia rozwiązywanie konfliktów. I wszystkie te cztery warunki muszą być spełnione, żeby związek był szczęśliwy? - W zasadzie tak. Kiedy nie ma seksu, to i humor zanika... Co sprzyja trwałości związku? - Dużo podobieństw. Jeśli jedno lubi samotność i łowienie ryb, a drugie jest duszą towarzystwa i życie mogłoby spędzić na imprezach, nie sprzyja to szczególnie związkowi. A jeśli obydwoje fascynuje film czy taniec, to związek ma znacznie większe szanse na przetrwanie. Oczywiście, partnerzy nie mogą być tożsami. Model platoński, który polega na tym, że znaleźli się jak dwie połówki jabłka i teraz tworzą doskonałą całość, jest nieprawdziwy i tak naprawdę kiepsko rokuje. Te dwie połówki to utopia, bo wtedy zanika namiętność. Lepiej, żeby połówka jabłka dobrała się z połówką gruszki? - Tak, takie połączenie jest pociągające i intrygujące. A w idealnym związku musi być inność i pewna tajemniczość. Poza tym trwałości związku sprzyja barwność osobowości. Z barwnym partnerem nigdy się nie nudzisz. Wiele kobiet wybiera barwnych drani, a potem się dziwi... - Nie daj Boże, jeżeli kobieta ma tylko takie alternatywy. To straszna wizja, taki zespół rycerza i rozpustnika. Bo jeżeli kobietę pociąga drań, nieobliczalny, namiętny, zmysłowy samiec, to jest fatalnie. Bo to nie jest kandydat na partnera. To mężczyzna na jedną noc, ale nie na życie. - A jeżeli ideałem męża i ojca jest dla niej rycerz – dobry, moralny, odpowiedzialny, monogamiczny, spokojny, zrównoważony, pracowity, to wpada w pułapkę. Bo cnoty moralne nie są afrodyzjakiem. Idealny partner to taki, który łączy te cechy w sobie. Jest zarazem zaskakującym kochankiem i odpowiedzialnym mężem i ojcem. Na tym polega barwna osobowość. Czy skreślić kogoś, kto miał sto partnerek, ale deklaruje, że się wyszumiał i chce już tylko zacisznego portu? - Jest wielu mężczyzn, którzy się wyszumieli i teraz chcą stabilnego związku. Ważne tylko, czy wybrał ciebie w opozycji do tamtych – czyli, że tamte kobiety traktował jak kochanki, a w tobie widzi dobrą żonę i matkę? Inaczej mówiąc, czy jesteś innym typem kobiety? Jeżeli tak, to będzie źle. Bo stworzycie dom, ale pozbawiony wielkiej namiętności. Jeżeli mężczyzna miał wiele partnerek, warto sprawdzić, czy coś miały wspólnego ze sobą, czy były zbiorem przypadkowych elementów. Jeśli nie, taki facet to marna inwestycja uczuć. Traktuje kobiety jak przemijające przyjemności. - Ktoś, kto wciąż potrzebuje nowych doznań, jest słabym gwarantem stałości. Natomiast jeśli miał dużo partnerek, ale wszystkie miały ze sobą coś wspólnego, to może oznaczać, że pociąga go pewien typ kobiety, ale dotąd nie spotkał kobiety doskonalej. Zawsze czegoś w tamtych mu brakowało i znalazł to w tobie. Co sprawia, że ludzi ciągnie do siebie? - Chemia – to oczywiste. Ewolucja jest „zainteresowana” rozrodem, jej nie obchodzi nasza duchowość. Macie rozmnażać się i to w sposób optymalny. Chemia, która sprawia, że czuję bardzo silny pociąg do tej kobiety właśnie, oznacza, że tu są szanse na udane dzieci. Ale poza tym ciągnie nas odmienność. Fascynacja odmiennością płci jest wielka i dotyczy nie tylko budowy, ale też wszystkich cech psychicznych. Później jest iskrzenie, czyli tzw. psychologia spojrzenia. - Większość związków powstaje z iskrzenia, choć część par odkrywa atrakcyjność drugiej osoby w miarę jej poznawania. Bywa, że pracują razem w tej samej firmie, nawet codziennie się widują, ale w ogóle nie zwracają na siebie uwagi. Podczas wspólnej pracy, rozmów dostrzegają, że ta osoba ma ciekawe wnętrze. Z czasem stają się parą. Jak dobrze wybrać partnera? Co powinno być drogowskazem? - Zawsze trzeba zadać sobie pytanie: „Jak będzie wyglądało moje życie z tą osobą za kilkadziesiąt lat?”. I nie jest to wróżenie z fusów. Bo wprawdzie ludzie się zmieniają, ale większość ma stałe cechy charakteru. Wbrew pozorom jest to przewidywalne. Szybko widzimy, czy on jest ciepły, czuły, opiekuńczy, czy jest kimś, z kim będzie fajnie w życiu codziennym. Tylko uwaga, w tej analizie trzeba zapomnieć o łóżku. A jeśli na początku on jest opiekuńczy, skoncentrowany na mnie, a potem to się zmienia? - Nie ma gwarancji powodzenia. Niektórzy uważają, że jest nią religia. Ale tak naprawdę może ona być jedynie gwarancją trwałości związku. On nie uznaje rozwodów, więc nie porzuci, może nawet nie zdradzi, bo nie cudzołoży, ale czy to będzie dobry związek? A różnica wieku między partnerami? Jaki ma wpływ na trwałość związku? - Nie ma żadnego znaczenia. Znam udane związki z dużą różnicą wieku, i to zarówno, gdy on jest sporo starszy od niej, jak i takie, w których ona jest znacznie starsza od niego. Czasem trwają bardzo długo, aż do śmierci. Co młodego chłopaka pociąga w starszej, dojrzałej kobiecie? - Może to być fascynująca kobieta. Czasem słyszę: „W gronie rówieśniczek nie spotkałem takiej”. Może pociągać jej opiekuńczość, której potrzebuje? Może stracił za wcześnie matkę i ona ma być jej substytutem? I może czuje się bezpieczniej w ramionach starszej kobiety? I może go pociągać fizycznie? - Może. Ale perspektywy są chyba mizerne. Po 20 latach ona może już nie mieć ochoty na seks... - Wiek nie ma znaczenia. Kobieta 60-letnia, która ma 40-letniego partnera, i stała się aseksualna, musi być świadoma ryzyka. Ale takie samo ryzyko istnieje, gdy seksem nie jest zainteresowana 20- latka. Czyli seks jest najważniejszy. Inteligencja, sukces odbierają kobiecie seksapil? - Trudno uzyskać sukces w życiu osobistym kobiecie, która łączy trzy cechy – jest bardzo atrakcyjna, bardzo inteligentna i bardzo zmysłowa. Bo to jest dla mężczyzny mieszanka piorunująca. Taka kobieta zwyczajnie mu zagraża. Jeśli jest bardzo atrakcyjna, to znaczy, że zawsze będzie miała sporo adoratorów, potencjalnych rywali, a to nie daje poczucia bezpieczeństwa. Poza tym ta jej atrakcyjność zapewne wiąże się z kosztami, co niejednego mężczyznę może wystraszyć. Przy bardzo inteligentnej kobiecie musi być zawsze czujny, nie może sobie pozwolić na intelektualne lenistwo, wypoczynek. Wciąż musi być partnerem intelektualnym. Gdy zaś jest bardzo zmysłowa, dla mężczyzny to oznacza, że będzie musiał zaspokajać jej potrzeby seksualne. Co robić? Czy taka kobieta nie ma szans? - Zawsze mówię pacjentkom tak: „Moja droga, jeśli jesteś bardziej inteligentna od swego pantera, ale zależy ci na tym, by ten związek przetrwał, to nie popisuj się przed nim tą swoją inteligencją. Albo gdy ona znacznie więcej od niego zarabia. - Facet nie lubi być gorszy od kobiety, ale czasem tak się składa. Wtedy trzeba go dowartościować inaczej. Jeśli dobrze zrozumiałam: ona więcej zarabia, pewnie w domu też wszystko jest na jej głowie. Poza tym ma być dla niego piękna i atrakcyjna, mieć ochotę na seks i jeszcze „dowartościowywać mężczyznę inaczej”? - Tylko tak uniknie kryzysu. Bo on pozostając w tyle, w sposób naturalny czuje się zagrożony. Zdaje sobie sprawę z tego, że przestał być dla niej partnerem. Jej doktorat lub większe zarobki odbierają mu ochotę na seks. Chyba że ma wysokie poczucie własnej wartości, a jegopracadaje mu mnóstwo satysfakcji. Czyli – znowu – seks jest najważniejszy... - To zależy, jak się dobrali w zakresie potrzeb seksualnych. Badania pokazują, że dla kobiet seks jest średnio ważny, a dla mężczyzn ważny, ale jednak nie najważniejszy. Z badań statystycznych wynika, że seksu codziennie potrzebuje – po równo – sześć procent mężczyzn i sześć procent kobiet. - Wszystko byłoby dobrze, gdyby właśnie te grupy się spotkały. Ale gdy mężczyzna z tej grupy zwiąże się z kobietą, która potrzebuje seksu raz na tydzień lub na miesiąc, to jest problem. Jednak znowu mam optymistyczną wiadomość: większość partnerów wiąże się na podobnym poziomie libido. Związki z wyraźnie skrajną rozbieżnością są rzadkie. To skąd tylu facetów, którzy wciąż narzekają: „Moja żona nie ma ochoty na seks”? - Bo on pamięta ją z okresu godowego. A taniec godowy jest iluzją i nie można na jego podstawie wyciągać wniosków na całe życie. W czasie okresu godowego staramy się wypaść jak najlepiej. Jest pełna mobilizacja. - Jeśli kobieta wie, że dla niego seks jest bardzo ważny, to ona będzie seksowna. Kiedy mija okres mobilizacji, kiedy on „jest już mój”, powraca u niej prawdziwy poziom ochoty na seks. Podobnie zresztą u niego. Ochota na seks mija nam tylko dlatego, że kończy się okres godowy? - Może kobieta miałaby większą ochotę na seks, gdyby on ją adorował jak dawniej. Bo kiedyś prawił komplementy, przynosił kwiaty, widział w niej kobietę, lubił długą grę wstępną, fantazję w łóżku, a dziś przestał zabiegać, a zamiast tego domaga się szybkiego seksu po kolacji, gdy ona zabiera się do zmywania naczyń. Co jest spoiwem w związku, gdy mija euforia zakochania? - Poza przyjaźnią? Kiedy dobrze jest im razem ze sobą. Gdy on z chęcią wraca z pracy do domu. I cieszy się, że zbliża się weekend i może pobyć dłużej. Poza tym namiętność to nie perpetuum mobile. Trzeba do kominka dorzucać polana, a nie liczyć, że samo będzie płonąć. - Namiętność podsyca obejrzenie filmu erotycznego, uruchomienie wyobraźni, nowość w ubiorze czy zachowaniu, wyjazd tylko we dwójkę w romantyczne miejsce. Banalna rzecz – przefarbowanie włosów. Trzeba dorzucać te polana, by pożądanie nie umarło. Bo gdy umiera, to raz na zawsze? -Tak. Małe są szanse, by znów się pojawiło, więc jeśli jeszcze istnieje knotek, trzeba szybko go rozpalić. W swojej książce wspomina pan o tym, że kobieta, wedle specjalistycznych wyliczeń, ma aż 235 motywacji do romansu. Sporo. Jak nie ulec pokusie? I czy nie ulec? - Warto w każdym razie pamiętać, że poczytalność mamy zawsze do pewnego momentu. Weźmy taki przykład: wsiada pani do samolotu i co się okazuje? Obok pani siedzi mężczyzna, przy którym dostaje pani dreszczy. On zresztą też. Czyli zadziałała chemia. On panią delikatnie, niby niechcący, dotyka, czujecie tę chemię coraz bardziej. I teraz ma pani do momentu wylądowania czas na podjęcie decyzji. W tym czasie musi pani ocenić – czy w to brnąć, czy nie. Bo jeżeli ma pani udane życie rodzinne, nawet jeśli seks z mężem to już nie Himalaje, to czy ryzykować? Trzeba uruchomić wyobraźnię – wylądujemy w łóżku, przeżyję seks życia i co dalej? To ma być wielka przygoda czy nowy związek? Dlaczego muszę zdecydować, zanim pójdę do łóżka? - Kiedy wyląduje pani w łóżku, zwykle jest już za późno. Włączą się emocje. Chce pani wiedzieć, co jest charakterystyczne, gdy się rozmawia z uwodzicielami? Oni dobrze wiedzą, że mają szansę tylko przy tej pierwszej reakcji kobiet. Bo jeżeli ona powie: „Może zatelefonujemy do siebie”, to po zastanowieniu nie wejdzie w taką relację. Przemyśli, rozważy za i przeciw i nie zadzwoni. To dlaczego zdradzamy? - Kobieta zdradza dla seksu, dla romantycznych uniesień, bo pociąga ją atrakcyjny kochanek, bo chce się dowartościować albo zemścić na niewiernym mężu, dla awansu, pieniędzy, z powodu wspólnej fascynacji literaturą rosyjską lub operą. Długo można by wymieniać, w końcu jest tych motywacji aż 235. U mężczyzn jest ich zaledwie 40. A przecież to oni częściej zdradzają. Wytłumaczy pan to? - To nie ma znaczenia. Mówimy o faktach, a nie o chęci zdrady. To dwie różne rzeczy. Kobieta często chętnie by zdradziła, ale z różnych powodów tego nie robi. Boi się konsekwencji, boi się, że ktoś się dowie, albo boi się, że się zakocha i rozpadnie się jej dotychczasowe, uporządkowane, choć może nieco nudne życie. Ma więcej zahamowań przed zdradą. Dlaczego mężczyźni nas zdradzają? - Żeby się dowartościować, sprawdzić. Albo dlatego, że mają za mało seksu w domu, albo chcą takiego seksu, jakiego nie akceptuje partnerka. Często powodem jest to, że spotyka kobietę, która go chce, bo żona dawno już go nie ceni ani jako mężczyzny, ani jako kochanka. Dowartościowuje się. Może on jest nieśmiały i nagle znajduje się taka, która go uwodzi, ośmiela? Wielbi go, podziwia, jakim jest wspaniałym mężczyzną i świetnym kochankiem. A on tego od żony już dawno nie słyszał. Można wybaczyć zdradę? - Można, jeśli się ją potraktuje jako objaw kryzysu. Zawsze jednak najpierw warto poznać przyczynę zdrady. Trudniej wybaczyć romans, ale ludzie wybaczają. Większość wszystkich ujawnionych zdrad i romansów kończy się przecież powrotem do starego związku, a nie rozpoczęciem nowego życia. Naprawdę można takie małżeństwo uratować? - Większość tak. Trwają. Blizna jednak pozostaje. Czasem rana jątrzy się jeszcze całe lata, ale związek może być udany. Są ludzie, którzy potrafią zapomnieć, a są tacy, którzy nie potrafią wybaczyć i noszą tę ranę do końca życia. „Jak zdradził raz, zrobi to znowu. Kwestia czasu” – takie jest powszechne przekonanie. Co Pan o tym myśli? - Nie jest to regułą. Jeśli wyszła pani za babiarza, to rzeczywiście pewnie dalej będzie panią zdradzał. Bo ma taką naturę, po prostu lubi kobiety. Ale jeśli jakaś pani koleżanka sprytnie uwiodła pani męża, omotała go, a on to potem zrozumie, jestem przekonany, że nie powtórzy więcej podobnego błędu. A kiedy trzeba się rozstać? - Wtedy, kiedy związek działa destrukcyjnie na wszystkich. Rozmawiała Beata Biały Twój Styl 4/2011 Czytaj więcej na: http://www.styl.pl/zdrowie/seks/news-bez-seksu-humor-zanika,nId,331957,nPack,3 Prowadzący: Paweł Krzemiński, ks. Piotr Pawlukiewicz
Katechizm Poręczny pomyślany jest jako wspólne poszukiwanie odpowiedzi na problemy związane z najogólniej pojętą tematyką religijną. Słuchacze Radia Plus stawiają pytania przesyłając je e-mailem lub pocztą. Na pytania Słuchaczy odpowiadam (jeśli potrafię) co niedzielę o 22:00, a rolę rzecznika Słuchaczy podczas programu pełni Paweł Krzemiński, który "pilnuje", by moje odpowiedzi były pełne i klarowne. Ks. Piotr Pawlukiewicz. Pytania do programu prosimy wysyłać na adres e-mail: > [email protected] albo na adres redakcji: > Radio Plus, ul. Żurawia 8, 00-503 Warszawa (z dopiskiem: "Katechizm Poręczny") Źródło: |
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |
VICTORIA TUCHOLKA |
|