LEPSZY WRÓBEL W GARŚCI NIŻ GOŁĄB NA DACHU
W ubiegły weekend przypadkiem odkryłam w internecie, że lokalna Biblioteka Publiczna im. Wacława Wernera w Brwinowie organizuje wraz z Kieleckim Magazynem Kulturalnym Projektor i portalem Współczesna Polska Poezja pod patronatem Burmistrza Gminy Brwinów II edycję konkursu Brwinowski Parnas adresowanego do poetów z całej Polski, którzy nie doczekali się jeszcze publikacji swojej twórczości w formie książkowej ani jakiejkolwiek innej. Niestety przegapiłam termin nadsyłania prac, które mogły wziąć udział w tym ogólnopolskim wydarzeniu. Organizatorzy postanowili jednak zorganizować w tym roku dodatkowe wydarzenie towarzyszące w postaci Turnieju Jednego Wiersza, w którym udział wziąć mogli przede wszystkim mieszkańcy gminy Brwinów. Swoje progi na ten cel użyczył Gminny Ośrodek Kultury OKej w Brwinowie.
LECIEĆ? NIE LECIEĆ?
Po krótkiej chwili wahania postanowiłam skorzystać z okazji uchylenia mojej skromnej poetyckiej szuflady i zgłosiłam do konkursu ostatni wiersz, który napisałam, a którego inspiracją było doświadczenie wciąż jeszcze silnie odbijające się emocjonalnym echem w mojej duszy, a więc nie miałam wątpliwości, że będę w stanie tchnąć w niego ducha autentyczności podczas recytacji przed szerszą publicznością. Turniej Jednego Wiersza przewidywał bowiem recytację wiersza przed zgromadzonymi w ośrodku gośćmi, jak również jurorami.
AUTOTERAPIA
Nie będę ukrywać, że nie przepadam za światłami reflektorów ani tym bardziej za występami publicznymi i, choć to nie występ był przedmiotem oceny, ale recytowany wiersz, dla kogoś nieoswojonego z publicznymi wystąpieniami czy wręcz za nimi nie przepadającego, to zawsze jest ogromne wyzwanie. Raczej nie widzę siebie w roli aktorki, chyba że aktorki życiowej. Zdecydowanie wolę spotkania z ludźmi w mniej zobowiązujących okolicznościach, gdzie jestem uczestnikiem wymiany myśli, pomysłów i opinii, a nie tym jedynym mówcą, którego wszyscy słuchają, na którego wszyscy patrzą. Wydaje mi się, że wymaga to jakiejś wiedzy o sobie, świadomości siebie, mowy swojego ciała, mimiki twarzy, umiejętności kontrolowania emocji, zachowania spokoju wewnętrznego, a przede wszystkim przeświadczenia o tym, że ma się w istocie coś wartościowego do przekazania innym. Obawiam się, że nie posiadam tych wszystkich cech, że nie posiadam takiej świadomości. Co więcej moja powierzchowność zeszła dla mnie w ostatnim czasie na drugi, jeżeli nie powiedzieć w ogóle dalszy, daleki plan. Zdecydowanie wolę koncentrować się na tym wszystkim, co wokół mnie niż na sobie samej, bo nie widzę w swojej fizycznej osobie nic specjalnie ciekawego, chyba że narzędzie, dzięki któremu można eksplorować otaczający świat. Trochę się chyba zaniedbałam!? Dziwnie jest więc poczuć się nagle w roli medium, które musi dla odmiany przekazać siebie innym, w tym głębszym znaczeniu, bardziej skomplikowanym, bo emocjonalnym, przy jednoczesnej świadomości, a raczej niepewności tego, czy to "ja", które chcę przekazać, czy uda się sprawić, że inni je zrozumieją, że będzie dla nich jakkolwiek wzbogacające. Wpierw myśl o występie przed szerszą publicznością mnie zniechęcała, potem stwierdziłam, że pewnie i tak nie będzie zbyt wielu ludzi, a ostatecznie przeważyła potrzeba po prostu przełamania przygnębienia przygniatającego mnie ostatnimi dniami coraz bardziej. Potraktowałam więc udział w Turnieju Jednego Wiersza jako okazję do zebrania się w sobie, jako szansę na stawienie czoła wszystkim swoim lękom, przełamania tej zwykłej codziennej rutyny, w której zmuszona jestem przyjmować w różnych sytuacjach negatywną energię płynącą z otoczenia, które ma nade mną jakąś przewagę władzy, siły, autorytetu, której nie obchodzą moje uczucia, moje motywacje, moje problemy, moja wrażliwość. Wreszcie nadarzyła się okazja by zabrać głos, by powiedzieć, co się czuje i zrobić to w sposób, który wcale nie musi nikogo napawać negatywną energią, poczuciem niższości czy krzywdy. Udział w konkursie miał więc dla mnie walor terapeutyczny - po prostu nie tylko podzieliłam się ze światem pewną swoją tajemnicą, ale również dałam upust całej tej mimowolnie nagromadzonej we mnie negatywnej energii w postaci twórczego i pozytywnego widowiska. Co za ulga! W ubiegłym tygodniu uszkodziłam rogówkę oka, więc na wpół mętne jeszcze spojrzenie nieco zawęziło widoczność zgromadzonej na sali licznej publiczności, ułatwiając mi tym samym to trudne zadanie.
A JEDNAK TREMA...
Jak to zwykle bywa, jakkolwiek obojętnie by się podchodziło lub starało podchodzić do takich wyzwań, jak wystąpienia publiczne, zazwyczaj ostatecznie wszystkie te świadomie lub nie tłumione emocje rosną wraz z momentem usłyszenia swojego imienia i nazwiska i kolejnymi krokami stawianymi w stronę sceny, osiągając swoje apogeum wraz z ostatnim wypowiedzianym wersem i zniknięciem na powrót w tłumie. Gdy ćwiczyłam recytację przez te wszystkie dni, nie miałam wątpliwości, że będzie to recytacja, którą będę chciała tchnąć za każdym razem inne emocje w kolejne wersy. Nie sądziłam jednak, że na scenie dojdą jeszcze wszystkie te niekontrolowane emocje, które wezmą górę nad tembrem głosu, ruchami ciała i mimiką twarzy. Mówiąc krótko, trema. Chyba dawno nie występowałam publicznie, o ile w ogóle kiedykolwiek, nie pamiętam ostatniego razu, więc powiedzmy, że nigdy, bo zupełnie zapomniałam o tej natrętnej koleżance. Niemniej jednak było to przyjemne uczucie. Swoiste katharsis. Narodziny Wenus. Oto coś, co stworzyłam, ujrzało wreszcie światło dzienne. Być może kogoś zachwyciło, wzruszyło, zapadło w pamięci...
NAGRODA
Pan Motyl
Pawim okiem kradł co dzień
me naiwne spojrzenia
nieuchwytny Pan Motyl.
Złapać bym go chciała za skrzydło,
polecieć z nim na łąki kwietne,
pagórki zbożem malowane,
do nieba,
lecz
wiem,
że urok by prysł
jak wosk promykiem słońca rażony u skrzydeł Ikara...
...bo ja
nie jestem motylem!?
ENG Last weekend I found an information on the web about a poetry contest organized by a local library. There were actually two contests - one local, the other one nationwide, but I learned too late about the latter, so I took part only in the local contest - the so called One Poem Contest. I chose one of my last poems the inspiration for which was an experience that still strongly reverberated emotionally in my soul, so that I had a chance to transfer best the emotions connected with it to the audience. The contest involved recitation of the poem in front of the public and the jury.
I have to admit I do not like to be center of attention and I do not like to perform in public. I definitely prefer meeting people in less obliging circumstances, where I am a participant in the exchange of thoughts, ideas and opinions rather than the only one that everyone listens to, looks at. I find it simply stressful. Especially because I am not that self-confident. Although it was not public performance that was the subject of evaluation, but recitation of a poem, actually the poem itself, for someone not used to make public speeches and not fond of performing in public it is always a huge challenge. I do not find myself a good actress, unless in the sense of life actress. It seems to me that it requires some knowledge about oneself, self-awareness, being aware of one's body language, facial expression, the ability to control emotions, to maintain inner peace, and above all to feel that I do really have something worthwhile to pass on to others. I am afraid that I do not have all these features, that I do not have such an awareness. Lately I completely lost interest in my superficiality, in my looks, it has all come to the background. I definitely prefer to concentrate on everything around me than on myself, because I do not see anything interesting in my person, unless a tool to explore the world around me. I guess I must have neglected myself. So it is strange to suddenly feel like being a medium which must for a change pass on that "I" - in its deeper, more complicated, because emotional sense - to others. With all that simultaneous awareness, or rather uncertainty, whether or not I am, indeed, able to convey that "I", whether it is at all possible to convey it, finally will other people understand it. First, the idea of performing in front of a wider audience discouraged me, then I realized that probably there will not be too many people, and eventually I found it the best way to simply overcome the depression overwhelming me more and more in the last few days. I treated participation in the One Poem Contest as an opportunity to put myself together, as an opportunity to face all my fears, overcome the usual daily routine, in which I am forced to accept negative energy from the people around in various situations, because they have the power, strength, authority, which gives them this unexplainable sense of being free from having to care about other people's feelings, motivations, problems, sensitivity. Finally, there was an opportunity to speak up to say what I feel and do it in a way that does not have to fill anyone with negative energy, a sense of inferiority or harm. Last week I damaged the cornea of the eye, so the semi-blurred look slightly narrowed the visibility of the audience in the room, making it easier for me to fulfill this difficult task.
As it usually happens, no matter how unmoved you would like to keep yourself in face of such challenges as public speeches, usually all these consciously or unconsciously suppressed emotions start to grow with the moment of hearing one's name and with each next step taken on to the stage, reaching their apogee together with the last articulated verse and the moment of disappearing back in the crowd. When I was practicing recitation all these days, I had no doubt that I would like to breathe so many different emotions into the following verses. I did not think, however, that all these extra uncontrollable emotions would come on stage, that they will affect the sound of the voice, body movement and face mimicry. In short, jitters. I guess I have not performed public for a long time, if ever, I do not remember the last time, so let's say never, because I completely forgot about this intrusive friend - jitters. Nevertheless, it was a pleasant feeling. A kind of catharsis. The birth of Venus. Here is something that I created and it is finally accepted. Perhaps someone was delighted, touched, maybe someone will remember...
I have not won anything, perhaps apart from everything else that cannot be measured by any means. What would life be without challenges ?! I encourage you to read the poem, which probably leaves no doubt to anyone present at the event that it fully deserved to win. The depth, emotionality, authenticity of the message referring to the coming All Saints' Day and the subject of passing away revealed by the following verbalized verses was probably moving for everyone regardless of their age. The poem will be published soon on the official website of the Library in Brwinów and on facebook. Congratulations to all the participants of the contest. Below is my poem and my illustration to it, although I do not know what was the first - the egg or the chicken.
With peacock eye he stole every day
my naive looks
elusive Mr Butterfly.
I would like to catch him by the wing
fly with him to the flowery meadows
the hills painted with grain,
to heaven,
but
I know
that the spell would break
like wax stricken by the ray of sun on Icarus' wings...
...cause I am
no butterfly!?