Tegoroczne śniadanie wielkanocne zaplanowałam wprawdzie na szlaku i spędziłam w plenerze cały ten boży dzień, nie oznacza to jednak, że zarzuciłam świąteczne przygotowania. Lubię gotować, a w szczególności lubię piec. Jako dusza artystyczna cenię sobie zwłaszcza sposób podania i wykonania. Uważam, że to połowa sukcesu dobrego gotowania. Powiem nieskromnie, że moje wielkanocne potrawy są najpiękniej udekorowane na świecie. Nie zabrakło żurku z prawdziwego zdarzenia na samodzielnie przygotowanym zakwasie. Wprawdzie nigdy nie przepadałam za tą zupą, ale nieubłaganie kojarzy mi się z wielkanocną tradycją. W takie szczególne okazje niektóre zupy zawsze smakują. Żurek przyprawiłam na koniec własnoręcznie tartym chrzanem. Prawdę powiadają, że tarcie chrzanu to nielada przeżycie. Wylałam przy tej czynności z pewnością wiele krokodylich łez. Warzywa z wywaru na żurek wykorzystałam do tradycyjnej sałatki warzywnej z dodatkiem oczywiście samodzielnie przygotowanego majonezu. Moja przygoda z domowej roboty majonezem zaczęła się od buntu przeciw wysokim cenom masła, w ramach którego postanowiłam ograniczyć kupno masła do świątecznych okazji. Domowy majonez okazał się jego świetnym zamiennikiem, choć i bez niego jestem w stanie sobie poradzić. Czymże byłyby jednak święta wielkanocne bez jajek i majonezu? Pięknej tradycji musi stać się zadość i basta! Najwięcej przyjemności sprawia mi oczywiście przygotowanie ciast. Kruche ciasto na mazurka przygotowuje według tradycyjnego schematu 3:2:1, ale na bazie mąki żytniej typ 2000 razowej. Dla kruchości, choć zbyteczna w przypadku tego typu mąki, dodaję jeszcze żółtko jaja. Mąka żytnia typ 2000 razowa króluje w moim jadłospisie od dawien dawna. Będzie już chyba trzy lata, odkąd nie kupuję pieczywa w piekarni i sama piekę chleb razowy. Mąka żytnia razowa typ 2000 stanowi właściwie kluczowy składnik większości mącznych potraw, które przygotowuję, w tym również makaronu, ciasta na pierogi, wszelkich ciast i domowych chlebów. Oprócz mazurka przygotowuję również paschę. Kiedyś miałam okazję spróbować tego lodowego deseru wielkanocnego u znajomej i jego smak zapadł mi na długo w pamięci. W zeszłym roku zrobiłam paschę samodzielnie. W tym roku również nie zabrakło jej na moim świątecznym stole. Oczywiście nie obyło się bez spontanicznych wiosennych dekoracji zarówno na ciastach, jak i na pasztecie z czerwonej soczewicy w tym roku z wkładką w postaci boczku wędzonego, choć jak dla mnie mogłoby go wcale nie być. Żurek prosiłby wtedy pewnie o pomstę do nieba. Jako koneser zdecydowanie preferuję jednak tego typu specjały solo. Tradycja, tradycją, ale warto ją czasami przełamać. Sztywne trzymanie się przepisu doprowadziło pewnie niejedną gospodynię domową do załamania nerwowego, zwłaszcza jeśli biesiadnicy mają hopla na punkcie 100% zgodności z przepisem. Okres świąteczny zawsze kojarzył mi się z jakąś niepotrzebną, a z pewnością nieprzyjemną nerwowością. Ja w kuchni popuszczam wodze fantazji. Uważam się za mistrza od gotowania z niczego. Zawsze znajdę jakiś zamiennik, a z pewnością nie załamie mnie zbuntowane jajo kacze na talerzu. W tym roku postanowiłam po raz pierwszy zrobić jaja kacze po szkocku. Jaja kacze są nieco większe od jaj kurzych, dlatego wymagają gotowania zdecydowanie o minutę dłużej, aby żółtko wystarczająco się ścieło. Ja akurat lubię jajka na miękko i w sumie to lejące żółtko przypominało mi te idealne jajka w kożuszkach, których przygotownie miałam okazję oglądać kiedyś w telewizji. Przepis na jaja po szkocku okazał się wcale nie taki prosty w wykonaniu. Polecam mimo wszystko opieranie się w podobnych eksperymentach na narodowych stronach. Bez wątpienia włożenie ostudzonych ugotowanych jaj do zamrażarki na kilka minut mogłoby się okazać zbawienne przy dalszym obtaczaniu jajka w ziołowo-mięsnym farszu, a następnie panierce. Świeżo ugotowane jajo z płynnym wnętrzem nie należy do najbardziej poręcznych produktów nawet w kobiecych dłoniach. Niemniej jednak uważam ten ciekawy eksperyment za sukces i pewnie będę do niego wracać w wersji jarskiej. Takie panierowane jajko to idealny zamiennik kotleta do obiadu. Polecam.
0 Comments
Leave a Reply. |
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |
VICTORIA TUCHOLKA |
|