Pamięci ostatnich warszawskich Ikarusów...
Czajnik gwiżdże nieznośnie niczym silnik odrzutowca. Zupełnie mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że w końcu on się wkurzy i spoliczkuje mnie rozkazującym spojrzeniem pełnym pogardy dla mojej perfidnej kobiecości, która stała mu mu się kompletnie obojętna, mimo że dopiero po rozwiązaniu wyznał mi szczerze po raz pierwszy, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie, jakby przez te wszystkie miesiące to on nosił naszego narwanego syna w swojej głowie, a jego narodziny przyniosły ulgę jego wiecznie targanej wątpliwościami duszy, i powie: "Może zdejmiesz w końcu ten cholerny czajnik z gazu?!" Tymczasem on ani drgnie. Stoję nago w rozawiązanym szlafroku oparta o kuchenny blat, siorbiąc złośliwie przesłodzoną herbatę wśród parujących na kuchence garnków. Pilnuję swojego alter ego telepatycznie pogrążonego w równie narkozowym odrętwieniu co jego kot. Z tą różnicą, że nieswojość kota jest jeszcze uzasadniona faktem podania narkozy o 9 nad ranem, czego nie można powiedzieć o moim alter ego, które wydaje się tkwić w tym stanie od dłuższego czasu. Czytam w jego myślach. Zaiste niepokojące, ile tych myśli kłębi się w jego głowie. Wieczór upływa mu w samotności z wyboru, nie mającej raczej nic wspólnego ze zbuntowaniem, co raczej z niemocą. Wieczór upływa mu pod egidą rozważań na temat tego, ile zębów ma kot, co stanie się z ostatnimi Ikarusami, które przestaną dzisiaj jeździć po warszawskich ulicach, czy pytać o zgodę czy decydować bez pytania i, jakie to ma znaczenie dla reszty mojego życia, co samo w sobie jest już pomyłką, bo ja stoję tutaj nieruchomo oparta o blat i czekam aż on, moje alter ego od siedmiu boleści, się wreszcie obudzi i wreszcie mnie zauważy. Trudno jest cokolwiek zmienić, jeżeli wcale ze sobą nie rozmawiamy. Jest dużo starszy ode mnie. Być może dlatego tak trudno nam razem wyjść z domu, pójść spać, zdecydować, czy kupujemy pomidory czy ogórki. Razem trudno nam nawet iść po chodniku, osobno nie jesteśmy w stanie żyć. Trudno się zsynchronizować. On snuje te wszystkie rozważania o kocich zębach i ostatnich Ikarusach w rytm miarowo przekładanego w dłoni pudełka zapałek z nadrukiem "Jesień" i rysunkiem przedstawiającym kolorową kobietę z parasolką idącą pod ramię w deszczu z monochromatycznym mężczyzną w płaszczu i kapeluszu. Ten rysunek na pudełku przypomina mi o tym, że wszystko się kiedyś kończy. Nawet zapałki. Moje alter ego nie chce się przyznać, o czym myśli. Ja i tak wiem, choć bez niego, nie jest mnie to w stanie wzruszyć. Bez niego nie jestem w stanie zrobić nic. Pozostaje mi jedynie snuć marzenia o tym, że w ogóle może jeszcze istnieć jakieś miejsce i czas, gdzie można być szczęśliwym we dwoje. Może nim być już teraz spokojnie nawet warszawski Ikarus, pudełko zapałek lub ten japoński ogród na plakacie wiszącym nad kuchenką, na którą teraz przemieścił się kot pod wpływem ssania w żołądku, zwanego głodem, który przypomniał mu o tym, że jedzenie jest jednym z głównych fundamentów jego życia. Niestety nie mogłam dać mu jeszcze jeść, bo wszystko by zwymiotował. Zapewne opuścił swojego poprzedniego właściciela właśnie z tego powodu, że zapominał mu dawać jeść przed wyjściem do pracy. Nie dawał jeść, więc pewnie nie kochał. Nie kochał, więc nie pozostało mu nic innego jak szukać miłości gdzie indziej. Być może teraz pod wpływem tego ssania w żołądku przypomniał sobie o swojej dawnej miłości. Ludzie też są jak koty. Tylko brakuje im nieraz instynktu samozachowawczego. Wydaje mi się to absurdalne przy tym wachlarzu możliwości, jakie posiadają, możliwości werbalizacji swoich pragnień, zwłaszcza przy obecnym postępie technologicznym. Choć wystarczy po prostu być, zjeść i przytulić się. To wszystko. Jak kotu obojętna jest zamożność opiekuna, bo cóż mu po właścicielu, którego wiecznie nie ma, tak i człowiekowi pieniądze i dobra materialne nie dają szczęścia. Zawsze jest ich za mało, aby spać razem spokojnie, co rodzi frustracje. Paradoksalnie broniąc się więc przed sytuacjami mogącymi konieczność tych ostatnich generować lub przypominać o ich niedostatku w imię zaiste niechęci do luksusu, jakim podobnie jak M2, samochód, kanapa, zaczyna się w końcu wydawać i ten drugi człowiek, skazujemy się świadomie na samotność, a w konsekwencji mimowolnie wracamy do punktu wyjścia i zostajemy sam na sam ze swoim niedostatkiem - pieniądzmi i dobrami materialnymi, których znowuż jest za dużo jak na jedną osobę, a których za mało wydawało się być na dwoje czy wręcz wyimaginowane troje, choć coraz trudniej w dzisiejszych czasach o trójkąt. Zostajemy więc z nimi sami. To znowuż rodzi frustracje, bo z kim mielibyśmy ten materialny naddatek niby dzielić. A może jednak... Z czasem znowu zaczynamy odczuwać pustkę na przeciwległym siedzeniu w pociągu lub krześle w kuchni. Idealizujemy. Więc historia się powtarza. Lecz to już nie moja historia. To już zupełnie inna historia. Pamięci ostatnich warszawskich Ikarusów...
0 Comments
Leave a Reply. |
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |