Drzwi otwiera mi Pani Krystyna, uśmiechnięta blondynka z szalem w kolorowe kwiaty zarzuconym na plecy. Śmiało zaprasza do środka. Gdy tylko wchodzę, od razu wyczuwam, że mam do czynienia z prawdziwą artystką. Wszystkie ściany obwieszone są obrazami i innymi dziełami. Dla mnie dzieła sztuki są jak okna w inne światy. Kiedy wchodzisz do pomieszczenia, nieważne jak byłoby ciemne, obrazy zawsze je rozjaśniają, ale w przeciwieństwie do luster, które dają iluzję przestrzeni, obrazy te przestrzenie po prostu tworzą. Zawsze podziwiam takie galerie. Choć sama maluję, nie wyobrażam sobie otaczać się swoimi obrazami, jakkolwiek czasami bywam nawet bardzo dumna z osiągniętych efektów. Już i tak boli mnie głowa od tych wszystkich obrazów, które noszę w głowie. Ekstrawertyzm pozostaje dla mnie jednak taką cechą wyróżniającą prawdziwych artystów. Jest taką miarą lubienia samego siebie. Czegoś, co mi przychodziło z trudem, a co obecnie zeszło na kompletny margines.
Pani Krystyna zaprasza mnie do stołu. Siadamy naprzeciwko siebie. Rozglądam się dookoła jak dziecko w sklepie z cukierkami. Pani Krystyna szybko uwiadamia mi, że obrazy wykonuje różnymi technikami. Opowiada mi o nich, a ja z zaskoczeniem odkrywam, że faktycznie ten obraz, który wydaje się być wykonany tradycyjną techniką jest tak na prawdę w całości filcowany. Takich niespodzianek czeka z resztą na mnie jeszcze wiele w galerii. Przy okazji dowiaduję się, że Pani Krystyna prowadzi również warsztaty. Nie mam wątpliwości, że jest właściwą ku temu osobą. Szybko orientuję się, że posiada ogromną wiedzę. Momentami czuję się jak prawdziwa ignorantka. Moją uwagę przyciągają poncza i szale. Pani Krystyna zachęca mnie do przymierzenia kilku. No i wpadam jak śliwka w kompot, bo każdy z nich jest tak piękny, po prostu każdy stanowi dzieło sztuki samo w sobie, dobrej jakości materiały, wspaniałe kolory, niezależnie od tego, czy lubię dany kolor czy nie, w każdym czuję się świetnie, jakkolwiek nie przepadam za kupowaniem ciuchów, przechodzi mi przez głowę myśl o tym, aby sprawić sobie mały prezent, ale który? ponczo khaki w filcowane maki? ziemisty szal wykańczany czerwonymi filcami? seledynowy szal filcowany w wodne kwiaty? w końcu niezdecydowanie wygrywa i stwierdzam, że muszę się z tym jeszcze przespać. Na szczęście Pani Krystyna potwierdza, że nie ma problemu z ewentualną wysyłką pocztą.
Widząc moje zainteresowanie szalami i ponczami, wyciąga telefon i pokazuje galerię z innymi swoimi dotychczasowymi pracami. Wow! myślę sobie, oglądając kolejne zdjęcia. Przy okazji podziwiam wszechstronność, bo oprócz obrazów malowanych rożnymi technikami o różnej tematyce i wspomnianych szali, poncz, torebek, wykonuje również ogrodowe rzeźby z kamienia, strachy na wróble i inne ogrodowe cuda, które sama maluje. Przydrożni baba z chłopem to również jej dzieło. Szybko rozwiewam jej wątpliwości co do tego, na ile galeria jest odpowiednio oznaczona. Reklamy nigdy za mało, ale obok takiego kierunkowskazu nie sposób przejechać obojętnie. Po prostu trzeba się zatrzymać i choćby zrobić zdjęcie. Czas na tyle długi, aby zdążyć przeczytać zawieszony na babie szyld, nie mówiąc już o tym, aby przez myśl przeszedł pomysł o wstąpieniu na chwilę do środka, czego jestem najlepszym przykładem, choć zdaję sobie sprawę, że stanowię nie lada dziwaczkę.
Pani Krystyna zabiera mnie jeszcze na krótki spacer po swoim równie artystycznym ogrodzie. Od razu w oko rzuca mi się żaba ze starych metalowych sit i kamienia zgrabnie wkomponowana w skalniak, jest i kibic polskiej reprezentacji, strach na wróble, kot z kamieni, malowana kamienna żaba, kamienne grzybki, jajka i sexy brunetka ukryta w gąszczu przekwitłych już irysów. Przypomina mi to skandynawskie przydrożne ogrody kamiennych rzeźb. U Pani Krystyny wszystko to jest jednak subtelnie wkomponowane w ogrodową przestrzeń. Dochodzimy do ulicy i żegnamy się serdecznie. Z pewnością będziemy utrzymywać dalej wirtualny kontakt, może skuszę się na jedną z chust, jak finanse pozwolą, a na pewno odwiedzę, jak przyjadę nad Hańczę następnym razem. To był bardzo fajny przystanek, który nieco poprawił mi nastrój. Ponadto w aucie przybyła mi dodatkowa maskotka - aniołek stróż sprezentowany mi przez Panią Krystynę. Dumnie chuśta się na lusterku obok misia koali uczepionego zielonego Wunderbaumu i plakietki z napisem Uśmiechnij się (to tak na wszelki wypadek, gdybym zapomniała o uśmiechu, czasami nawet działa). A aniołek jak znalazł. W końcu strzeżonego Pan Bóg strzeże. Z perspektywy czasu stwierdzam jednak, że dopełni satysfakcji zabrakło mi jedynie pięknego szala autorstwa Pani Krystyny. Nie pozostaje mi nic więcej jak poczekać do początku miesiąca i chyba na dobry początek sprawię sobie ziemisty szal z czerwonymi filcowanymi kołami. W końcu artyści powinni się wspierać, nie?
A Wam polecam odwiedzić galerię Pani Krystyny Sajewskiej. Szalenie pozytywna osoba. Jej galeria to obowiązkowy przystanek dla każdego, kogo zawieje w tamte strony. Więcej na: https://www.facebook.com/krystyna.sajewska?ref=br_rs