"[..] - Samolot, proszę szanownego - mówi steward - to jedno wielkie załganie i bluźnierstwo. Trzeba zobaczyć świt na Biskaju, foki koło Kapsztadu, musi szanownemu panu zapachnieć Dniem Ostatecznym. Dobrze jest chociaż jeden raz wzywać na pomoc Serdeczną Matkę, dać się obezwładnić samotnością, nieokreśloną grozą, wyobrażać sobie, że się przepadło na wszystkie czasy w zimnych, obojętnych ciemnościach morza...[..]". 'Australia kusząca obietnicą', Tadeusz Zimecki
Po przeczytaniu tej książki niektórzy zamieniliby lot samolotem na rejs statkiem.
I ja nie miałabym nic przeciwko odbyciu swojej kolejnej, jak Bóg da! podróży do Australii właśnie na pokładzie statku. Ciekawa jestem, czy wiele się od tamtych czasów zmieniło... bo z tego, co się zorientowałam na podstawie powyższej lektury awiacja nie poczyniła pod względem czasu trwania podróży specjalnych postępów. Przestworza uparcie stawiają podróży opór +/- 30h. W przeciwieństwie do rejsu statkiem, który dla odmiany stał się dzisiaj opcją de luxe, ale nie będę pisać o podróży statkiem w tym typowo luksusowym turystycznym ujęciu, ale podobnie jak Tadeusz Zimecki o podróży możliwej dzięki pracy, która dzisiaj w przeciwieństwie do lat 70-tych jest o wiele bardziej dostępna
przeciętnemu zjadaczowi chleba.
Co więc Ja mam wspólnego z Gdynią i Grand Princess...
Pamiętacie, jak jakiś czas temu zapowiedziałam, że przeprowadzę wywiad z pewną osobą
na temat jednego z pomysłów na podróżowanie?!
W ramach przygotowań do realizacji tego wywiadu udaliśmy się razem z Łobuzem do Gdyni, aby odwiedzić jego starego znajomego. To będzie opowieść nie tylko o rejsach, które ze zwykłego zarabiania na chleb przerodziły się we wspaniałą, pouczającą i na trwale zapadającą w pamięci przygodę, ale również o przyjaźni, która przetrwała przez te wszystkie lata, choć życiowe drogi dawno się rozeszły.
Ot co, w tej całej smutnej rzeczywistości zjawiam się oczywiście Ja ze swoim bzikiem na punkcie podróżowania (reise fieber) i ostatecznie inspiruję do pierwszego od siedmiu lat spotkania dwóch starych wilków morskich. Mam nadzieję, że nie ostatniego, bo to pierwsze traktowałam jako zapoznawcze, a chciałabym jeszcze podzielić się z Wami tym, jakim fantastycznym przeżyciem okazała się dla moich bohaterów praca na swojego czasu największym statku pasażerskim na świecie - Grand Princess. To właśnie tutaj w Gdyni Łobuz i Gruby spotkali się po raz pierwszy i rozpoczęli nowy niezapomniany rozdział w swoim życiu na pokładzie legendarnej Grand Princess.